magia chwili...
Komentarze: 19
Droga powrotna okazala sie bardziej owocna niz moglam przypuszczac...Zabawne, jak niewiele mozna przewidziec...Jako, ze ostatnio panicznie boje sie ciemnosci, dluzej niz zwykle zwlekalam z zatrzasnieciem za soba drzwi, oraz z przekreceniem metalowo zimnego kluczyka...szybkim susem wskoczylam w ta wszechobecna ciemnosc, postawilam wlochaty kolnierz..zapalilam dla odwagi papierosa...I zachlysnelam sie..
napelnilam oczy pieknym widokiem...chlonelam ta magiczna chwile wszystkimi zmyslami...
oczy piescilam widokiem, nozdrza znieruchomialy na chwile, delektujac sie mroznym powietrzem, uszy zagluszalo wyrazne skrzypienie sniegu pod butami...ktorego jeszcze wczoraj tak bardzo nie lubilam. Na policzkach osiadaly i po chwili topily sie male gwiazdeczki...bylo zimno aczkolwiek przyjemnie, w ustach czulam smak papierosa, ktorego wyrzucilam przy najblizej zaspie...to byla zbyt podniosla chwila dla zmyslow..
zatrzymalam sie..spojrzalam w gore a tam, zatracone w podniebnym tancu, ospale osuwaly sie na ziemie male, srebrzyste drobinki....osiadlwszy na ziemi wygladaly jak brylanciki, ktore nieroztropny wiatr podubil gnajac za chmurami...grajac z balwanem...Przez ta mala chwile czulam sie taka beztroska, wyciszona, bezpieczna....Jak to zwykle bywa, piekne chwile nie trwaja wiecznie...z tego zimowego i chwilowego odretwienia wyrwalo mnie ujadanie psa...wrocilam do rzeczywistosci, poprawilam kolnierz i spostrzegalam, ze autobus odjechal pozostawiajac za soba pusty przystanek....zapalilam papierosa i cierpilwie czekajac wpatrywalam sie w srebrzysty swiat...
Jak dobrze popiescic wlasne zmysly...
Dodaj komentarz