piegusek w tarapatach
Komentarze: 12
Na parapecie z rana wygrzewala się w promieniach slonca...
Mala, czerwona biedronka...
Korzystała z chwili...cieszyla się cieplem.
Teraz lezy nozkami do gory...nie może się odwrocic...
Przebiera nimi tak predko!
Taka malutka, taka bezbronna...
Temperatura spadla...
Naszpikowalam się kolorowymi tabletkami...
Mama naparzyla herbaty goracej z cytryna, poscielila lozko...
Z kazdej strony atakuja krzykliwe reklamy...
Coraz wiecej ich w radio...
A może to przez chorobe jestem na nie bardziej wyczulona?
Dobijaja mnie...już wole cisze...
Nie do zniesienia sa również te mecze...ten ich nawal...
Mistrzostwa europy...
Ilez można? Lubie pojsc na mecz, mogę nawet w tv obejrzec przy popcornie wtulona w K...
Ale z taka czestotliwoscia można zwariowac.
Biedrona zniknela...uporala się wreszcie ze swoim problemem...odeszla...
Zniknela...
Dla niej to była walka na smierc i zycie...dla mnie to walka o spokoj duszy...spokoj wewnetrzny...
Tymczasem musze wydmuchac nos...ten katar jest bardzo meczacy!
Wiec chyba pobyt na dzialce można uznac za udany?
Pogody nie było, za to jedna klotnia...
Zakonczona dopiero nad ranem nastepnego dnia...
W nocy spalismy kazde w swoim spiworze...odwroceni plecami do siebie.
Kiedy ktores z nas zblizylo się niebezpiecznie blisko...czyli tak, ze dotykalismy się choc czubkami wlosow, dosc ostentacyjnie oduwalismy się dalej. I tak cala noc...
Rano K postanowil się przelamac...przytulil się...
A teraz place za to ozieblosc...wyziebilam sięJ
I mecze się z temperatura, która powolutku mnie zabija...
Nieszczesna!
Dodaj komentarz