pontonowe szalenstwo
Komentarze: 18
Dzisiaj wstalam taka rozmarzona....mialam sliczny sen....
w wakacje bylismy na weekend u moich rodzicow na dzialce...las, jezioro...gorace slonce...zapach olejku do opalania....wbijajace sie w plecy szyszki..wieczorne grille z piwkiem...polowania na nietoperze...gdy mielismy dosc upalu i chcielismy pobyc sami, zarzucalismy na plecy ponton i maszerowalismy lasem nad brzeg jeziora...sadzalismy nasze pupy do srodka i wioslowalismy tak dlugo, az ponton nie znalazl sie na samym srodku.
Bloga cisza...przelatujace wazki....prazace slonce..ON..JA...delektowalismy sie spokojem...delikatnie pocierajac sie stopami....zaczelismy sie zapominac...wkolo pustka...z daleka tylko dobiegaly nas glosy kapiacych sie dzieci..jednak zbyt daleko by mozna bylo dostrzec szczegoly...bez skrepowania sciagnelismy z siebie stroja kapielowe....i tak na srodku jeziora..w gumowym pontonie nasze ciala staly sie jednoscia...nie powiem...nie nalezalo to do najwygodniejszych miejsc...jednak nam nie chodzilo wtedy o wygode....piescilismy sie wzajemnie...zapominajac o Bozym swiecie...slonce nas piescilo jezykami ciepla...woda udezala o dno pontonu...
gdy "pragnienie"zostalo ugaszone przyszla pora na kapiel..i tak nadzy wskoczylismy do wody...goniac sie wokol swiadka naszej milosci....raz po raz chlapiac sobie w oczy....wykonczeni, szczesliwi i glodni wrocilismy na obiad...pozniej leniuchowalismy na kocu niczym sie nie martwiac...to byl chyba nasz najbardziej udany weekend...
a dzisiaj moglam go przezyc po raz drugi we snie...
teraz zyje tym snem...i perspektywa weekendu w zakopanem....z kuligiem..lepieniem balwana...
z soba....juz niedlugo...juz w lutym...
Dodaj komentarz