jak natretna mucha....wraca wszystko wieczorami...
z ta roznica, ze muche mozna zabic....
Dobrze, ze ja mam chociaz te 8godzin dziennie z glowy, nie mam czasu za duzo myslec o tym co boli...
o tym co w domu....zajmuje mi glowe cos innego....
ale kiedy wracam do domu, siadam przy kubku goracej herbaty wszystko wraca...
mysli sa natretne....
tak bardzo mi smutno....
dlaczego sie rodzimy? a wlasciwie po co?
po to aby zyc te marna chwile...a zaraz potem tak poprostu zniknac?
zgasnac jak gasnie nocna lampka przed snem??
wiec po co sie rodzic, po co zyc i meczyc sie swiadomoscia smierci?
tak zniknac...poprostu wiecej sie nie obudzic....i snic juz wiecznie...
czy to fair?
cale swoje zycie do czegos dazymy...marzymy..pragniemy aby wszystko w ostatecznym rozrachunku stracic?
Zycie powinno zaczynac sie smiercia..a konczyc narodzinami..zamiast starzec sie powinnismy tracic zmarszczki....wlosy powinny byc coraz mniej siwe...miec coraz wiecej blasku....aby na koncu urodzic sie....zycie bylo by wspanialsze..czlowiek szczesliwszy...coraz to zdrowszy...
zycie powinno zaczynac sie od smierci....