Komentarze: 10
We wtorek zostaje sama...na cale 2miesiace;(
We wtorek zostaje sama...na cale 2miesiace;(
To byl dobry dzien...do czasu az wrocila mama....od razu gdy tylko ujrzalam ja w drzwiach wiedzialam, ze cos jest nie tak...nawet sposob dzownienia byl jakis inny...taki nie jej...
to byl dobry dzien....dla raka....dzisiaj babcia znow sie gozej poczula..byla babka z hospicjum, dala 3zastrzyki przeciwbolowe i powiedziala ze wiecej nie moze zrobic....choc i one niewiele pomogly....silniejsza juz jest tylko morfina...
znow miala drgawki....nie rozumiala co sie do niej mowi, wysoka temperatura...prawie 40stopni....i zwijala sie z bolu...dobrze, ze nie musialam tego widzec...dobrze, ze mama byla....
szkoda mi ich..powiedz dlaczego nie moze byc idealnie? dlaczego zawsze cos musi sie spieprzyc?dlaczego...
dlaczego musi cierpiec ktos, kogo kocham claym sercem....dlaczego ona a nie JA?!
teraz jak u nich bywam....nie potrafie sie smiac...nie potrafie...nawet dziadek mocniej mnie sciska na dowidzenia..tak bardzo kurczowo...jakby przez to mowil...DZIEKUJE ZE BYLAS....
to byl dobry dzien...BYL....
Kurcze..dzis nie bylo tak milo jak wczoraj...hehe....ranek zwykly...no moze troche szybszy, bo dzisiaj wszystkow biegu..szybkie sniadanko...bez herbaty..nie mowiac o kawie...biegiem do kiosku po anonse..bo nadal sie ludze, ze tam znajde lepsza prace:/ potem szybciorem do domu i za telefon....no i wszedzie to samo....jak zwykle..albo nieaktualne albo jestem za mloda....ewentualnie akwizycja co wykluczone....jakos wszystko z rana szybko sie dzialo..zanimsie spostrzeglam byla 13.30 i czas wychodzic do pracy...z tegow szystkiego zapomnialam o psie....hehe cale szczescie nie powie nikomu, ze z rana nie byl siusiac:) a w pracy jak to w pracy...z takimw yjatkiem, ze bylo troche ludzi...a moj patent bukietow ze swieczka:) sie przyjal i schodzily jak cieple buleczki....kurcze chyba jestem uzalezniona od swieczek? pozniej przyjechala ELKA...czytaj szefowa....i zawieszalysmy lampki na oknie...pech cche, ze ELKA nie jest drobniutka osoba....stalysmy przy oknie na taboretach...ja na swoim ELKA na swoim....no i jak nie wrzasnie...jak nie machnie....i leci.....mialam pietra jak nic bo leciala wprost na mnie..przez chwile sie zastanawialam czy wiac, zeby mnie nie zbaila i pozwolic sie jej zabic czy lapac....wybralam to 2 rozwiazanie z tego wzgledu, ze moglabym nie dostac wyplaty:) udalo sie zlapalam ja....ale to nie byl koniec! za drugim razem sie nie udalo...spadla prosto na mnie...swoim wielkim cielskiem powalila mnie na ziemie...maly wlos a rozbilabym sobie glowe o kant parapetu....zastanawiajac sie czy jestem cala i czy juz nie zyje poczulam przeszywajacy bol prawej reki....niechetnie spojrzalam w prawo a tam....straszny widok...ELKA swoim pupskiem gniecie mi reke....i nieudolnie probuje wstac....zeby tego bylo malo..akurat w tym momencie musial wejsc klient bo co:) zebyscie widzieli jego mine...heheh....otworzyl buzie na cala szerokosc....i stoi....
-dzien dobry.....zawolalam z nadzieja, ze pomoze mi sie wydostac...
a on zwyczajnie sie obrocil na piecie i wyszedl....w tym momencie wybuchlam smiechem....po chwili ELKA dolaczyla....naszczescie za dlugo nie lezala na mojej rece i jeszcze moge jej uzywac;) lampki udalo sie zawiesic....uffff....
po claymz ajsciu ELKA sie zapakowala i wyszla...a ja zostalam taka obolala i zniesmaczona tym widokiem....
WIELKIE dupsko na mojej rece....za to chociaz lampki fajnie wygladaja;)
Nic dzisiaj nie zapowiadalo tak udanego dnia..normalny poranek..pobudka przez psa...leniwe sniadanko..kawa...przewegetowalam dzis czas do wyjscia z pracy..dobre slowo..przewegetowalam..i to doslownie...nie zrobilam nic pozytecznego..nawet nie chcialo mi sie dzis po sobie pozmywac...zaskoczyles mnie telefonem..pare minut po rozmowie na gg...wiec weselsza pojechalam do pracy....a na miejscu posadzilam pupe na krzesle i nudzilam sie okrutnie..nawet telefon milczal....az w ktoryms momencie....
...Uswiadomilem sobie dzis cos bardzo waznego, cos co wstrzasnelo mna doglebnie. jestem teraz przekonany, ze chce sie przy Tonie zestarzec, ze chce dzielic z Toba radosci i smutki...kocham Cie taka jaka jestes! z twoimi wadami i zaletami, z humorkami i szalenstwami...jestes calym moim swiatem....bez Ciebie nic nie znacze...
Czytalem te smsy tyle razy..i przeczytam jeszcze przed snem...buzia smiala mi sie od ucha do ucha....gardziolko cos scisnelo...plakac mi sie chcialo..lecz ze szczescia...do oczek naplynely mi lzy...cale szczescie w tym momencie, w ktorym naplynely musialy odplynac....
- czy te roze sa swieze?!
Czasem milo jak ktos Ci przerwie w rozmyslaniach...jak przerwie delektowanie sie i upajanie czyms cudownym..czyms co grzeje Twoje serce, cialo od wewnatrz.....
-tak, swieze....dzisiaj przywiezione z gieldy....napewno dlugo postoja jeszcze!
Dawno nie mowilam tak szybko jak w tamtym momencie...serce bylo takie spokojne...jednak bilo bardzo szybko....
jakby nie mogac jeszcze uwierzyc....nie moglam doczekac sie 18....czas jakby sie zatrzymal...15...16...17.30...i wreszcie 18....pedem zapakowalam kwiaty...zabralam swoje klamoty i pedem na autobus..jednak nie wszystko szlo jak bym chciala..wszystkie autobusy uciekaly mi sprzed nosa...jak na zlosc..a tak mi zalezalo aby byc jaknajpredzej w gdyni....z Toba...
jeszcze tylko pare krokow...jeszcze tylko 8stopni....winda..7pieter...dzwonek do drzwi...Owtorzyles z tym swoim cudownym i rozbrajajacym mnie usmiechem...z 2dniowym zarostem...ktory jest taki meski i sexowny...
od razu wiedzialam....
Zrobiles mi obiadek...a ty bardzo dobrze gotujesz....zjadlam z apetytem a potem..oddalam sie emocjom....
uwielbiam jak mi tak szepczesz do uszka....od razu wiedzialam..jak tylko otworzyles drzwi jak to sie dzisiaj skonczy...
zgasilismy siwatlo, zamknelismy drzwi...muzyka glosniej...zapomnielismy sie na jakis czas..zapomnielismy....swiat nie istnial..bylismy tylko my...nasza nagosc..i cieplo....
pozniej powrot..na kolacje dostalam rybke po grecku:) znow.....wsiadlam w kolejke..pomachales mi....a ja jechalam..rozmarzona, szczesliwa i zmeczona....kocham tekie dni jak dzisiaj....
a zaczal sie tak niewinnie....
„Oto tajemnica z tajemnic największa.”
Emile Cioran
Wez psa, pozyj z nim przyjaznie parenascie lat i doczekaj chwili, kiedy powalony przez nowotwor pies twoj nie moze juz nawet ugasic laknienia. Pojedź z nim do godnego zaufania weterynarza i - rozwazywszy starannie wszystkie za i przeciw - sprobuj podjac tzw. optymalna decyzję. Wrociwszy do domu (lepiej od razu kup po drodze flaszke) i usiadlszy naprzeciw legowiska bezgranicznie ci ufajacego psa, doswiadcz, ze owa "jedynie słuszna decyzja" jest czyms, co teraz doprawdy trudno usprawiedliwić. I nie idzie o to, ze nie bardzo umiesz wytlumaczyć dzieciom i żonie, gdzie podziałeś psa, ale nade wszystko o to, że sam nie bardzo rozumiesz, dlaczego on własciwie nie wrocil z toba i nie lezy teraz na swym legowisku, co tak lubil, i nie wodzi oczami za domownikami, co zdawalo sie go zawsze uspokajac. Tak, jestea winny i z wina ta musisz zyc dalej. Nie znaczy to jednak, ze gdyby decyzja twoja była inna, uszedlbys przed wina.
Dlaczego tak bardzo boimy sie smierci? Dlaczego kazdy musi przez nia przejsc? Czy rodzimy sie po to by umrzec?
Bylam dzisiaj u babci..stad ten temat....ona est chora..smiertelnie i jakto zazwyczaj bywa RAK...babcia zyje w nieswiadomosci..wszyscy wiedza..ale nie ona..moze sie jedynie domyslac..we wrzesniu lekarze dali jej 3misiace zycia...do grudnia..dzisiaj wygladala niezle..zartowala...usmiechala sie. A mi tak ciezko bylo sie usmiechac do niej..chcialo mi sie wyc..plakac i krzyczec w niebiosa...DLACZEGO AKURAT ONA?! dlaczego teraz? dlaczego na swieta...dlaczego wogole....
Ktoregos dnia poprostu sie moze nie obudzic...dziadek otworzy oczy rano..a ona juz bedzie zimna...juz jej nie bedzie z nim...dlaczego ludize tak poprostu odchadza? dlaczego...czy rodzimy sie po to, aby umrzec? Calez zycie walczymy z losem aby zyc godnie a na koniec poprostu znikamy..zostawiajac wszystko?mie rozumiem....ponoc urodziny sa poczatkiem..ale smierc nie jest koncem..wiec po co wogole umierac?po co zadawac tyle bolu..sobie i najblizszym...teraz czekamy na ten wyrok...jesli umrze...umrze czastka mnie...napewno dziadka tez....i kazdego kto ja kocha...wiem, ze jak umrze nie strace jej..zyskam tylko nowego ANIOLA..tak staram sie pocieszyc sama soba.....
a gdzies w oddali slysze chichot diabla...
smierc od zawsze fascynowala...artystow, poetow, filozofow, zwyklych zjadaczy chleba...dlaczego mnie przestala obchodzic...dopiero gdy stoje z nia Twarza w twarz..nie moja..ale babcina...gardze nia!
...wesolosc to chwilowe zwyciestwo nad smiercia....Usmiecham sie na chwile.....