Komentarze: 46
Jak co roku stajemy przed ogromem dylematów. Co kupić na prezent dla babki, czy będzie śnieg w wigilię, czy śliwka to owoc czy kolor, jak w tym roku zabić karpia?
W ten piękny czas, raz w roku potrafimy się zjednoczyć z całą rodziną, wypić kielicha z teściem, rzucić się na kuzyna z jemiołą w ręce. Ale najgorsze dopiero przed nami. Trzeba się poskrobać po czerepie i obmyśleć chytry plan jak robić uniki, żeby cię ciotka albo babka nie wysmarowala szminką w usta. Potem jeszcze troszkę "oryginalnych" jak co roku życzeń, których prawie wszyscy nienawidzą, bo pożyczyć to można, ale 10zł od sąsiada jak do piwka brakuje. No i zaczyna się kulminacyjny moment wigilijnej imprezki.
Oczywiście w myśl zasady, każdego szanującego się Polaka - Zesraj się, a nie daj się - teń dzień wygląda jakbyśmy w Eldorado mieszkali. Stoły uginają się pod nieskończoną ilościa żarcia, wyścigi z sąsiadami, kto będzie miał więcej potraw na stole.
To już nie chodzi o te podstawowe 24, tu zaczynaja wchodzić do gry liczby z 3 zerami na końcu. Na stole obowiązkowo leży karp, a że rybka lubi pływać to i wódeczka się znajdzie.
Po trzech rozpracowanych zero siudemkach impreza nabiera dynamiki. Wujek zaczyna drzeć się na cały regulator, bo go babka na drugim końcu stołu nie słyszy. A niby jak ma słyszeć skoro od 2 lat jest głucha jak pień? Ciotka z dziadkiem zaczynają intonować tak zwane pieśni religijne, na szczęście im nie przeszkadza, że nie znają słów. Grunt to dobre chęci, a że wcześniej dodali sobie "kropelkę" animuszu to teraz i wujka zagłuszyć potrafią.
Około godziny 23:00 emocje opadają, ostatnia połóweczka na stole, tak na rozgrzewkę, żeby się lepiej spało. Babka już nie mlaska tylko chrapie, wujcio klepie po zadzie twoją starszą siostrę (lub brata) mówiąc "o jejku jak ty wyrosłaś". Ojca nie ma, bo przed chwilą przyszedł sąsiad z prośbą o pomoc przy radioobiorniku, coś rzekomo trzeszczy, ale ty dokładnie słyszałeś, że to raczej coś w reklamówce dzwoniło a nie trzeszczało. Matka już nie reaguje, wyeksploatowała się dziś biedaczka. W sumie to nic dziwnego trzy razy zastawę zmywać podczas jednego wieczoru.
O 24:00 towarzystwo w szampańskim nastroju rozłazi się do domów. Uff, nareszcie możesz sobie odsapnąć, bierzesz pilota w garść, siadasz przed telewizorkiem, otwierasz browarka i włączasz TiVi.
I nagle browar staje w przełyku i nie chce dalej spłynąć, gdyż w telepatrzadle po raz ósmy z rzędu jak w każde święta zapodają "Cewin sam w stodole". Mało cię nie trafi, więc może jakaś stacja muzyczna, ale i tu pojawia się rozczarowanie. Znowu pokazują białego murzyna z jego nieświertelnym utworem w występie zespołu "Chłam". Zrezygnowany dopijasz piwko, dochodzi 1:00 w nocy więc nie pozostaje nic innego jak uderzyć w kimono. Może świt przyniesie jakąś dobrą nowinę, kumple się zejdą i ruszycie polować na jakiś otwarty w tym wyjątkowym dniu bar?
Nie przejmuj się, jutro będzie gorzej.
Tormenta&Grooby z www.kurde.pl