Komentarze: 8
Przezylam te noc...sukces...39,4...
Pieklo chyba się o mnie upominalo, sadzac po wysokosci temperatury...
Herbata niedopita stoi na parapecie nadal...prawie nietknieta...
Cytryna zbrazowiala...lyzeczka się osunela gebiej, spuszczajac lepek w dol...
Wypluwam się na zewnatrz...
Cos rozrywa moja piers...probuje wydrapac się przez gardlo...
Kopie w nerki...sprawiajac mi bol...
Glowa od tego wszytkiego peka...
A dzis do pracy trzeba isc...jeszcze tylko dzis...weekend wolny...
Weekend na chorowanie...
Mam dosc...szprycuje się tymi wszystkim specyfikami, które zawsze stawialy mnie na nogi...tym razem nic, może nawet gorzej...z kazdym dniem gorzej...
Ciagle jeszcze walcze...a może czas się poddac i odchorowac swoje?
Może chorobsko spustoszy co trzeba i przepadnie...zostawiajac po sobie puste opakowania po witaminach...
Zolty jezyk...niesmak w ustach...podkrazone oczy i 4kg mniej na wadze...Czy poddac się, czy walczyc z niewidocznym wrogiem, który wyraznie ma przewage i bawi się mna jak chce...